WEJŚCIE – CHWYCENIE ZA GARDŁO
Siedzisz w kuchni o trzeciej nad ranem, kubek stygnie w dłoniach, a w głowie powtarzasz jak mantrę: „Dam radę sam”.
Nie płaczesz. Nie dzwonisz do nikogo. Nie prosisz.
Po prostu zaciskasz zęby i wierzysz, że to wystarczy.
Wiesz, że rano będziesz funkcjonował – kawa, uśmiech, praca, obowiązki. Wszystko na swoim miejscu.
Tylko gdzieś w środku coś cicho pęka, ale udajesz, że tego nie słyszysz.
Bo przecież zawsze dawałeś radę sam.
Zawsze.
ROZPOZNANIE – "TO MOŻE O TOBIE"
Może znasz to uczucie, kiedy ktoś pyta „jak się masz”, a ty odpowiadasz „w porządku”, choć w środku właśnie się rozpadasz.
Może zdarzyło ci się odmówić pomocy, bo „nie chcesz obciążać”.
Może pamiętasz, jak w dzieciństwie nauczyłeś się, że płacz to słabość, a prośba o wsparcie – brzemię dla innych.
Albo przeciwnie – nauczyłeś się, że gdy poprosisz, nikt nie przyjdzie.
Wtedy „dam radę sam” stało się tarczą.
Nosimy ją różnie.
Jedni zamykają się w sobie zupełnie.
Inni pomagają wszystkim wokół, byle tylko nikt nie zapytał, jak naprawdę się czują.
Jeszcze inni żartują z własnego bólu, zanim ktoś zdąży go zauważyć.
Ale pod spodem to samo zdanie.
Cicho. Upierdliwie. Niezłomne.
Dam radę sam.
SERCE – ZEJŚCIE W GŁĄB
Wyobraź sobie, że twoje życie to rzeka, a ty budujesz most, by ją przekroczyć.
Zaczynasz od jednej strony – tej bezpiecznej, znanej.
Kładziesz pierwszą deskę, drugą, trzecią.
Z każdym krokiem dalej od brzegu powtarzasz sobie: „Nie potrzebuję nikogo, sam go zbuduję”.
Most rośnie.
Jest twój. Tylko twój.
Nikt nie wie, ile kosztuje każda deska.
Nikt nie widzi, jak drżą ci ręce, gdy wbijasz gwoździe.
Nikt nie słyszy, jak skrzypi pod twoim ciężarem.
I pewnego dnia stajesz w połowie drogi.
Pod tobą woda – głęboka, zimna, obca.
Za tobą brzeg, z którego wyszedłeś.
Przed tobą drugi – ten, do którego zmierzasz.
I nagle rozumiesz: most jest za wąski dla dwóch osób.
Nie zmieści się na nim nikt oprócz ciebie.
To ukryta funkcja tego kłamstwa – chroni cię przed rozczarowaniem.
Przed tym, że ktoś mógłby odejść w połowie drogi.
Przed tym, że mógłbyś stać się dla kogoś ciężarem.
Przed tym, że znów nikt nie przyjdzie.
„Dam radę sam” to stara obietnica, którą złożyłeś małemu sobie: już nigdy nie będę zależny.
Już nigdy nie będę wystawiony na ryzyko porzucenia.
To mechanizm przetrwania.
Dzieci, które zbyt wcześnie musiały być dorosłe, wiedzą to najlepiej.
Te, które opiekowały się młodszym rodzeństwem.
Te, których rodzice byli zbyt zajęci sobą.
Te, które nauczyły się, że uczucia są luksusem, na który nie zasługują.
Ale jest cena.
Most, który budujesz samotnie, zaczyna się uginać.
Deski butwieją od wewnątrz.
Wiatr go kołysze mocniej, niż myślisz.
I pewnego dnia stajesz na nim, patrzysz w dół i czujesz, jak serce podchodzi ci do gardła.
Bo samotność nie jest tylko brakiem ludzi.
To brak miejsca dla nich w twoim życiu.
Nawet wtedy, gdy najbardziej ich potrzebujesz.
Jak pisała Tokarczuk – jesteśmy wyspami, ale pod wodą łączy nas ląd.
Tylko my uparcie budujemy mosty, które nie pozwalają nikomu wejść.
PRZEŁOM – ZMIANA PERSPEKTYWY
A gdyby tak przestać budować most w pojedynkę?
Nie chodzi o to, żeby go rozebrać.
Nie chodzi o to, żeby nagle prosić wszystkich o wszystko.
Chodzi o to, żeby zauważyć, że most może być szerszy.
Że można na nim zrobić miejsce.
Że można czasem zatrzymać się i zawołać: „Chodź, pomóż mi wbić tę deskę”.
Albo po prostu: „Jestem zmęczony. Możesz postać tu ze mną chwilę?”
To nie słabość.
To odwaga.
Bo największe ryzyko nie tkwi w tym, że ktoś odejdzie.
Największe ryzyko tkwi w tym, że nigdy się nie dowiesz, czy mógłby zostać.
Kiedy widzisz to jasno – coś się rozluźnia.
Nie musisz już udowadniać, że dasz radę sam.
Możesz po prostu iść.
Czasem sam.
Czasem z kimś.
Most nie musi być samotny, żeby był twój.
ZAMKNIĘCIE – ODDECH
Wracam myślą do tej kuchni o trzeciej nad ranem.
Kubek wciąż stygnie.
Ale tym razem nie zaciskam zębów.
Tym razem pozwalam, żeby drżały.
I być może – tylko być może – sięgam po telefon.
Nie po to, żeby dzwonić.
Jeszcze nie.
Tylko po to, żeby przypomnieć sobie, że mam w nim numery ludzi, którzy mogliby odebrać.
Że most nie musi kończyć się w połowie rzeki.
Że woda pod nim nie jest wrogiem.
Że czasem wystarczy stać i patrzeć, jak płynie.
I pozwolić komuś stanąć obok.

0 Komentarze